
Poszlo gladko, zabralismy sie z pielegniarzem wracajacym z 24 godz dyzuru. Troszke przysypial, ale jechal szybko i po niedlugim czasie bylismy juz daleeko. Koniec jazdy przypadl na najgorszy upal, w poblizu zero cienia, a kierowcy, jakby ich ktos zaczarowal, przestali tak chetnie sie zatrzymywac... cos nowego... Wydumalismy sobie, ze dzis nie bedziemy sie spieszyc. Dojedziemy jeszcze 50km, zatrzymamy sie na plazy, wykapiemy sie, zjemy obiad i kiedy bedzie juz chlodniej, pojedziemy dalej.

Naszym przystankiem byla plaza w Patara, miejscu pelnym starozytnych budowli. Tutaj po raz pierwszy zobaczylismy jak wygladaja plaze, ktore widnieja na zdjeciach w przewodnikach. Oczywiscie wejscie bylo platne... Piasek lsnil w sloncu, zadnego papierka, nawet najmniejszego smiecia, lezaki do dyspozycji, prysznic wliczony w cene. Woda przejrzysta i niesamowite fale prawie wyrzucajace cie na brzeg. Bajka. A w tej bajce, sami angielscy turysci...
Trzeba bylo jechac jednak dalej. Juz mielismy sie przebrac w suche rzeczy, kiedy nasz kierowce gestem zakomunikowal, ze to jeszcze nie koniec. Zajedziemy do nastepnego miejsca. Musze przyznac, ze kolejna plaza byla tysiac razy ladniejsza od pierwszej! Przepiekna zatoka, otoczona wysokimi skalami. Zeby tam sie dostac, trzeba bylo pokonac dziesiatki schodow, a na dole biale kamyczki, jak szlifowane. Prawdziwy raj, bezplatny i dla wszystkich!

Po kapieli wskoczylismy do auta i rozleniwieni ruszylismy dalej. W pewnym momencie, kierowca ni z gruszki, ni z pietruszki wysunal do Pawla bardzo niemoralna propozycje dotyczaca mojej osoby... Na poczatku nie zrozumielismy, poza tym jaki mlot, pyta o takie rzeczy? Humory zepsuly sie nam momentalnie! Bylismy, krotko mowiac wkurzeni i zdegustowani! Zatrzymalismy auto, w pierwszym mozliwym miejscu, bardzo zimno i oschlo pozegnalismy tego idiote, ktory nawet nie zrozumial, dlaczego jestesmy tacy zli! Tego to sie nie spodziewalismy, zwlaszcza, ze przedstawilismy mu sie jako malzenstwo (tak jest duzo latwiej i bezpieczniej) Coz, czasem dobrze, czasem zle...
W miejscu postoju plaza, zajeta byla przez koczujacych cyganow. Znowu niefart. Slonce chylilo sie ku zachodowi i cale szczescie zabral nas stamtad mlody przewodnik wycieczek. Gdzies za gorami, w spokojnym lesie w okolicy Olympos zaostalismy na noc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz