wtorek, 24 sierpnia 2010

"One way ticket" to Malaysia

Tak wiec zaczela sie kolejna przygoda. Troche podekscytowani weszlismy na poklad samolotu, najwiekszego z reszta w historii naszego latania. Stewardessy ubarane byly w piekne malezyjskie wdzianka, na siedzeniu czekaly juz poduszki i koce. Po chwili od startu otrzymalismy tez sluchawki, gdyz kazdy mial swoj maly, prywatny telewizor. Pojawilo sie tez piwko i orzeszki. Nie zdazylismy porzadnie zglodniec, a przed nosami wyladowal nam cieply obiad z deserem, do tego winko, kawka, herbatka, soczki.... Nie sposob bylo to wszystko zmescic. Nie wspomne o ciasteczkach, a potem o sniadaniu. Wszystko super, tylko ciezko bylo zasnac. O godz 5.40 rano tutejszego czasu dotknelismy plyty lotniska. Odebralismy bagaze i wyszlismy na zewnatrz. Otoczyla nas wszechogarniajaca wilgoc! Myslalam, ze sie udusze. Bylo jeszcze ciemno, wiec wrocilismy do srodka i zwiedzilismy lotnisko. Powoli dopadalo nas zmeczenie. Jako, ze do Jeevy, naszego couchsurfingowego hosta (taa w koncu nam sie udalo!) umowieni bylismy na 12.00, zdecydowalismy pojechac do centrum. Przez okna autobusu ogladalismy ten nowy, nieznany swiat. Palmy rosnace na skwerach, zupelnie inna architektura, az zmorzyl nas sen... Na glownym dworcu najpierw wypilismy hektolitry kawy, a potem zasiegnelismy informacji na temat miasta, zabytkow i komuniacji miejskiej. Okazalo sie tez, ze nie jest drogo. Kurs malezyjskiego ringgita wynosi w przyblizeniu 1RM:1PLN. Chyba nie musze pisac, jak bardzo sie z tego powodu ucieszylismy po spedzeniu trzech tygodni w drogiej Turcji. Poza tym, nasz budzet nie wytrzymalby kolejnego takiego kraju na swojej drodze. Z reszta, mielismy do wyboru albo pobujac sie jeszcze jakis czas po europie i wracac, albo kupic bilet w jedna strone. Oznacza to dla nas, ze za miesiac macie trzymac kciuki, bo bedziemy musieli znalezc prace. O powrocie oczywiscie nie ma mowy - nie ma za co! hehehe!

3 komentarze:

  1. Siemanko jestem znajomym Oli która spotkaliście na trasie, wczoraj opowiedziała mi całą historię ich stopa, więc troszkę poznałem i Wasze losy, dziś od dechy do dechy czytam waszego bloga!!!

    I powiem tak: MISTRZOSTWO!!!GRATULUJE WAM I SPEŁNIAJCIE MARZENIA :D

    P.S Też jeżdżę stopem...a moim planem na życie jest całe życie podróżować i jak przeczytałem teraz fragment o bilecie w jedną stronę!!!
    Padam do stoopek!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. cholera jasna, jesteście dla mnie największą inspiracją... az w miejscu nie moge usiedzieć gdy tak czytam wasze relacje! powodzenia i moc życzeń dla Was!

    OdpowiedzUsuń
  3. O!!!
    No i w końcu nie wiem jak, udało mi się znaleźć okienko do komentarzy. To nie ważne, że nie tam, gdzie chciałem, ważne, że na tym samym blogu :-D
    Cieszę się niezmiernie i razem z Magdą ściskamy Was i ściskamy i pozdrawiamy i życzymy powodzenia i już też nie możemy usiedzieć na tyłkach :-) ( ale jeszcze troszkę wytrzymamy ;-) )
    Piękne te wasze włajaże i piękne te wasze fotografije i co się stało z dredami Pawła i dlaczemu i tak też Ci piknie :-D i już rezerwuję sobie wasz czas.. Duuużo waszego czasu i swego też dam i pędziecie duuuużo mówić i pokazywać :-D
    Trzymajcie się Kochankowie i jedźcie bylejaknajdalej :-)

    OdpowiedzUsuń