Okazalo sie ponadto, ze strony bloggera, picasy i youtube sa tu zakazane, i dzialaja czasem, na wybranych, zapewne odblokowanych komputerach.
Nastepnego dnia ruszylismy zwiedzic miasteczko. Pan w kafejce internetowej byl tak mily, ze bez zadnej oplaty moglismy zostawic u niego nasze plecaki, i juz bez nich odbylismy przyjemny spacer po urokliwych uliczkach miasteczka. Doslownie po minucie od wyjscia z kafejki spotkalismy Nur, ktora z mama jechala do Stambulu. Dostalismy zaproszenie na obiad, na wieczor dnia nastepnego. Nawet nie pomyslelismy o odmowie. Jednak kolejna noc na tej samej plazy nie wchodzila w rachube, wiec postanowilismy poszukac lepszej opcji. Z drugiej strony miasteczka, leniwa piaszczysta plaza zamieniala sie w poszarpane nawet klifowe zbocza i tam w malej zatoczce, pod przepiekna latarnia morska, na skale znalezlismy idealne miejsce.
Tak jak postanowilismy z noclegiem, tak tez zrobilismy. Pieknie bylo, a szum morza ukolysal nas do snu.
Kapiel z rana jak smietana!! Czyli morze zamiast kawy, a zar lal sie z nieba...jak zwykle. Nagle, zobaczylam w wodzie pletwe, raz, drugi, trzeci i... byl to delfin, ktory wplynal w nasza zatoczke. Niestety kiedy Pawel wskoczyl do wody by do niego podplynac, juz go nie bylo. Ale po kilku godzinach pojawila sie parka!!! Byly 15m ode mnie! Niesamowite!
Nadszedl czas na zebranie rzeczy i wizyte w domu Nur.
Troszke bylismy zestresowani, wygrzebalismy najczystsze ubrania, choc do super czystosci bylo im daleko... Pawel zalozyl nowa koszule, i tak przygotowani udalismy sie na spotkanie.
Powitala nas usmiechnieta Nur i zakomunikowala, ze jej tata czeka w samochodzie. Jakze bylo milo w koncu miec mozliwosc rozmowy w znajomym jezyku. Po wejsciu do domu otoczyla nas od razu atmosfera zyczliwosci, przywitalismy sie z mama (Sibel) i siostra (Ezgi) Nur. Stol byl juz przygotowany, wiec usiedlismy do kolacji. Czegos takiego jeszcze nie widzielismy. Wczesniej mielimy obawy, w zwiazku z tym, ze Pawel nie je miesa i moze to stanowic problem przy przygotowaniu posilku, ale okazalo sie, ze nasze obawy byly plonne. To byl istny raj dla Pawla. Zupa z czerwonej soczewiwcy, duszone baklazany w roznym wydaniu, pilaw, sos czosnkowo-koperkowy, i cos dla mnie, czyli ziemniaczki i kurczak. Plus salatka ze swiezych warzyw z oliwkami, do tego cos na ksztalt naszego kaczego zeru, czyli salatka rosyjska, nie wspominajac o ciescie czekoladowym na deser! Objedlismy sie nieprzyzwoicie. Ale mysle, ze w tym domu jedzenie bylo tylko przepysznym dodatkiem do reszty. Wydaje mi sie, ze kazdy potrafi wyczuc czyste dobro, ktore plynie od drugiej osoby. Widac to w oczach, gestach, tonie glosu. Na kazdym kroku, czulismy sie tam tak dobrze i swobodnie. Sibel w dziedzinie goscinnosci byla nieprzejednana. Przed wieczorna herbatka na tarasie, przyszla i zapytala czy mamy jakies pranie... Jasne, ze mielismy, nie smielismy tylko pytac. To byl pierwszy raz od momentu opuszczenia Polski, kiedy nasze ubrania wyprane byly w pralce. Oczywiscie nie bylo mowy o tym, ze wracamy spac na plaze. Reszte wieczoru spedzilismy na tarasie, popijajc herbate prowadzac niekonczace sie rozmowy. Mielismy okazje rowniez wypic prawdziwa turecka kawe, po czym w iscie magicznej atmosferze Sibel wrozyla nam z fusow po kawie, co jest turecka tradycja. Wrozba byla dobra, ale aby nie zapeszac, nie bede jej tu opisywac. Napisze, kiedy sie spelni.
Po tak cudownie spedzonym wieczorze, zeszlismy na dol aby polozyc sie spac, jakie bylo nasze zdziwienie kiedy zobaczylismy juz przygotowane, ogromne poslanie z czysta posciela! Pieknie.
Rano jedyna osoba, ktora musiala wstac do pracy byl tata Nur (Osman) wiec kiedy obudzilismy sie, juz go nie bylo. Dziewczyny, z racji tego, ze mialy wakacje tez nie musialy zrywac sie o swicie. Wiec wszyscy leniwie zasiedlismy do sniadania okolo 11.00 Dolaczylo do nas dwoje przyjaciol Nur z Istanbulu, Samet i Muhammet. Napisze krotko: obzarstwo. Cuda i cudenka na stole, a najlepszy ze wszystkiego dzem brzoskwiniowy, na ktory musialam wziasc przepis! Po sniadaniu mielismy okazje obejrzec bizuterie, ktora wyrabia Sibel z corkami. Na ogladaniu sie nie skonczylo... Dostalam bransoletki, kolczyki, kolie... Nie wiedzialam jak dziekowac, ogarnelo mnie niesamowite wzruszenie, ktore osiagnelo swoj punkt kulminacyjny, gdy Sibel podarowala nam dwie chusty, recznie obszywane przez jej mame...
dobre ludziska, wspaniale się was czyta
OdpowiedzUsuń