środa, 4 sierpnia 2010

Sile (Turcja)

Kolejne dni to sielanka... Pierwszego dnia na plazy okazalo sie, ze ze spaniem w namiocie nie bylo problemu. Rankiem, przyjechali panowie policjanci i uprzejmie nas poprosili, zebysmy zlozyli namiot. Oczywiscie wieczorem mozna bylo znow go rozstawic! Czyli smazylismy sie w sloncu, tropik rozpiety miedzy drzewkiem i ziemia posluzyl nam jako parasol i az glupio przyznac ale nic poza kapaniem i lezeniem nie zaprzatalo nam glowy az do wieczora, kiedy sprawdzilismy w miasteczku nasze wiesci odnosnie biletow do Bangkoku i coz... nie polecimy tam. Nieco deszczowo byloby tam w momencie przylotu, poza tym nastapily problemy z rezerwacja.

Okazalo sie ponadto, ze strony bloggera, picasy i youtube sa tu zakazane, i dzialaja czasem, na wybranych, zapewne odblokowanych komputerach.


Nastepnego dnia ruszylismy zwiedzic miasteczko. Pan w kafejce internetowej byl tak mily, ze bez zadnej oplaty moglismy zostawic u niego nasze plecaki, i juz bez nich odbylismy przyjemny spacer po urokliwych uliczkach miasteczka. Doslownie po minucie od wyjscia z kafejki spotkalismy Nur, ktora z mama jechala do Stambulu. Dostalismy zaproszenie na obiad, na wieczor dnia nastepnego. Nawet nie pomyslelismy o odmowie. Jednak kolejna noc na tej samej plazy nie wchodzila w rachube, wiec postanowilismy poszukac lepszej opcji. Z drugiej strony miasteczka, leniwa piaszczysta plaza zamieniala sie w poszarpane nawet klifowe zbocza i tam w malej zatoczce, pod przepiekna latarnia morska, na skale znalezlismy idealne miejsce.

Po drodze zauwazylismy ekipe, nagdywajaca jakis teledysk albo program. Podeszlismy z ciekawosci blizej, i hip-hopowy dzwiek dotarl do naszych uszu. Ekipa filmowa byla bardzo mala, a artysci bardzo mlodzi, trzech chlopakow i jedna dziewczyna, za to muzyka brzmiala ciekawie. Szczerze powiem, ze nie wierzylam na poczatku, ze to oni spiewaja. Aby rozwiac watpliwosci i poszukac innych kawalkow w internecie, zapytalismy o nazwe zespolu. A wtedy, (jak sie pozniej okazalo, ponoc znany turecki prezenter telewizyjny Gafur Uzuner) zaprosil nas przed kamery... Mialo byc pytanie i odpowiedz a tu... nigdy nie zapomne widoku Pawla tanczacego w rytm muzyki!!! Wyginalismy sie razem z czlonkami zespolu a oni to wszystko nagrywali! Pytanie padlo po wszystkim, oczywiscie skad jestesmy. Obowiazkowo na koniec zdjecie z cala ekipa, usmiechy i na tyle. A byl to zespol Grup Atlantik z wokalistka Dilara Incebacak. Nie mamy za bardzo pojecia o czym byla piosenka, co to za program, czy to wogole byl program, czy teledysk, wiemy jedynie, ze bylo wesolo. No i moze bedziemy w telewizji hehe.

Tak jak postanowilismy z noclegiem, tak tez zrobilismy. Pieknie bylo, a szum morza ukolysal nas do snu.


Kapiel z rana jak smietana!! Czyli morze zamiast kawy, a zar lal sie z nieba...jak zwykle. Nagle, zobaczylam w wodzie pletwe, raz, drugi, trzeci i... byl to delfin, ktory wplynal w nasza zatoczke. Niestety kiedy Pawel wskoczyl do wody by do niego podplynac, juz go nie bylo. Ale po kilku godzinach pojawila sie parka!!! Byly 15m ode mnie! Niesamowite!
Nadszedl czas na zebranie rzeczy i wizyte w domu Nur.
Troszke bylismy zestresowani, wygrzebalismy najczystsze ubrania, choc do super czystosci bylo im daleko... Pawel zalozyl nowa koszule, i tak przygotowani udalismy sie na spotkanie.

Powitala nas usmiechnieta Nur i zakomunikowala, ze jej tata czeka w samochodzie. Jakze bylo milo w koncu miec mozliwosc rozmowy w znajomym jezyku. Po wejsciu do domu otoczyla nas od razu atmosfera zyczliwosci, przywitalismy sie z mama (Sibel) i siostra (Ezgi) Nur. Stol byl juz przygotowany, wiec usiedlismy do kolacji. Czegos takiego jeszcze nie widzielismy. Wczesniej mielimy obawy, w zwiazku z tym, ze Pawel nie je miesa i moze to stanowic problem przy przygotowaniu posilku, ale okazalo sie, ze nasze obawy byly plonne. To byl istny raj dla Pawla. Zupa z czerwonej soczewiwcy, duszone baklazany w roznym wydaniu, pilaw, sos czosnkowo-koperkowy, i cos dla mnie, czyli ziemniaczki i kurczak. Plus salatka ze swiezych warzyw z oliwkami, do tego cos na ksztalt naszego kaczego zeru, czyli salatka rosyjska, nie wspominajac o ciescie czekoladowym na deser! Objedlismy sie nieprzyzwoicie. Ale mysle, ze w tym domu jedzenie bylo tylko przepysznym dodatkiem do reszty. Wydaje mi sie, ze kazdy potrafi wyczuc czyste dobro, ktore plynie od drugiej osoby. Widac to w oczach, gestach, tonie glosu. Na kazdym kroku, czulismy sie tam tak dobrze i swobodnie. Sibel w dziedzinie goscinnosci byla nieprzejednana. Przed wieczorna herbatka na tarasie, przyszla i zapytala czy mamy jakies pranie... Jasne, ze mielismy, nie smielismy tylko pytac. To byl pierwszy raz od momentu opuszczenia Polski, kiedy nasze ubrania wyprane byly w pralce. Oczywiscie nie bylo mowy o tym, ze wracamy spac na plaze. Reszte wieczoru spedzilismy na tarasie, popijajc herbate prowadzac niekonczace sie rozmowy. Mielismy okazje rowniez wypic prawdziwa turecka kawe, po czym w iscie magicznej atmosferze Sibel wrozyla nam z fusow po kawie, co jest turecka tradycja. Wrozba byla dobra, ale aby nie zapeszac, nie bede jej tu opisywac. Napisze, kiedy sie spelni.
Po tak cudownie spedzonym wieczorze, zeszlismy na dol aby polozyc sie spac, jakie bylo nasze zdziwienie kiedy zobaczylismy juz przygotowane, ogromne poslanie z czysta posciela! Pieknie.
Rano jedyna osoba, ktora musiala wstac do pracy byl tata Nur (Osman) wiec kiedy obudzilismy sie, juz go nie bylo. Dziewczyny, z racji tego, ze mialy wakacje tez nie musialy zrywac sie o swicie. Wiec wszyscy leniwie zasiedlismy do sniadania okolo 11.00 Dolaczylo do nas dwoje przyjaciol Nur z Istanbulu, Samet i Muhammet. Napisze krotko: obzarstwo. Cuda i cudenka na stole, a najlepszy ze wszystkiego dzem brzoskwiniowy, na ktory musialam wziasc przepis! Po sniadaniu mielismy okazje obejrzec bizuterie, ktora wyrabia Sibel z corkami. Na ogladaniu sie nie skonczylo... Dostalam bransoletki, kolczyki, kolie... Nie wiedzialam jak dziekowac, ogarnelo mnie niesamowite wzruszenie, ktore osiagnelo swoj punkt kulminacyjny, gdy Sibel podarowala nam dwie chusty, recznie obszywane przez jej mame...Nie wiedzielismy dokladnie co robic, poniewaz chlopacy chcieli isc nad morze, a my gdybysmy chcieli isc z nimi, musielibysmy zabrac plecaki i sie pozegnac. Okazalo sie to jednak niekonieczne, dostalismy zaproszenie rowniez i na ta noc. Wiec podzielilismy sie na dwie ekipy, meska, ktora poszla nad morze i zenska, ktora zostala w domu. Mialysmy cudowna, sielanke niedzielnego popoludnia. Ezgi uciela sobie mala drzemke, a ja i Nur obejrzalysmy film. Po obiedzie, chlopacy musieli wracac do Stambulu, a my staralismy sie byc choc odrobine pomocni i z radoscia umylismy podloge na tarasie. Pozostala nam ostatnia noc, spedzona na popijaniu herbaty, rozmowach w przesympatycznym gronie rodziny Akan. Rano, przy pozegnaniu, nie obylo sie bez lez. Nieczesto w zyciu spotyka sie takie osoby, na wspomnienie ktorych cieplo rozchodzi sie w okolicy serca. Niby tak malo znane, a tak bliskie... Slowa nie sa w stanie wyrazic naszych najwiekszych dla Was podziekowan! Mamy nadzieje, ze sie jeszcze zobaczymy!

1 komentarz: