piątek, 27 sierpnia 2010

Marzenia sie spelniaja!!!

Musielismy sie pospieszyc, seans zaczynal sie o godzinie 22.30, wiec aby zdazyc wzielismy taksowke. Biorac pod uwage koszt calej zabawy troche sie obawialismy, ze nasz budzet tego nie wytrzyma, ale kiedy okazalo sie, ze to Avatar w rozszerzonej wersji, do tego 3D, nie mielismy juz zadnych watpliwosci! Pamietam, jak kilka miesiecy temu przeczytalam, ze w sierpniu wroci on do kin. Wiedzialam, ze bedziemy wtedy gdzies w swiecie i na pewno na niego nie pojdziemy...a tak bardzo chcialam zobaczyc go na duzym ekranie. Z radoscia zajelismy miejsca w sali kinowej, zalozylismy okulary i wyruszylismy w podroz po Pandorze. Niesamowite!!! Oczywiscie pierwszy raz ogladalismy film w trojwymiarze. W miedzyczasie wybila polnoc i rozpoczal sie dzien moich urodzin. Po seansie wybralismy sie do restauracji, gdzie Prima i Anusyiah zamowily dla nas indyjskie specjaly. Myslalam, ze moze utrzymam w tajemnicy kwestie urodzin, ale po chwili podszedl Jeeva i zlozyl mi zyczenia, (wlasnie dowiedzial sie od Pawla) po czym cala reszta zyczyla mi wszystkiego najlepszego. Nie bylo mowy o tym ze zaplacimy za kino, dostalam to w prezencie. Po kolacji Jeeva zabral mnie na przejazdzke skuterem ulicam miasta. O rety! Musialam sie niezle trzymac, bo kierowca jest z niego szalony! Co za noc! W zyciu bym sie tego nie spodziewala.
A to nie byl jeszcze koniec niespodzianek... Wieczorem byla Pawla kolej zaliczyc superszalona jazde na skuterze, wiec chlopacy pojechali gdzies do centrum. W tym czasie do mieszkania przyszla siostra Primy i jej synowie. Ona tez obchodzila tego dnia urodziny i okazalo sie idziemy na kolacje. Tym razem do restauracji chinskiej. Niestety nie udalo nam sie przeczytac menu, jeszcze nie opanowalismy tego jezyka. Zasiedlismy przy duzym, okraglym stole, ktorego srodek zajmowala obrotowa taca. Kelner - siwy starszy pan przyjal zamowienie i po kilkunastu minutach zaczely pojawiac sie potrawy. Na stole wyladowalo tofu w dwoch postaciach, miekkie i smazone, kurczak w sosie imbirowym z karmelizowanym chili, dwa rodzaje ryby, warzywka i do tego kraby. Prawdziwa uczta! Po wszystkim, pojawily sie torty... dwa! Na moim, po polsku napisane bylo "Wszystkiego najlepszego Edyta". Pomyslalysmy zyczenia, zdmuchnelysmy swieczki i ja, jak to u nas w zwyczaju, zabralam sie za krojenie. Po czym, katem oka zauwazylam, ze z drugim tortem dzieje sie cos zupelnie innego. Kazdy bral po kawaleczku i nastepowala wymiana malych gryzkow wraz z wymiana zyczen. Bylo to znacznie bardziej interesujace, wiec zrobilam to samo. Mnostwo smiechu i zabawy, a kiedy po chwili dostalam prezent - piekna, zielona torbe, przyznam, ze oczy wypelnily mi sie lzami. To bylo o wiele wiecej, niz moglam sobie wymarzyc! Chlopacy mieli niezly ubaw, bo kiedy ja myslalam, ze jada na przejazdzke aby kupic cos dla wezy, oni popedzili na bazar i szukali dla mnie prezentu. Trzeba przyznac, ze im sie udalo! Trafili w dziesiatke :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz