
Po zlozeniu namiotu, kiedy Edyta wygrzebywala sie z krzakow a ja nie doszedlem jeszcze do drogi zatrzymal sie maly bus z kupa rozwrzeszczanych kolesi w srodku. Nie wygladalo to zachecajaco, ale co tam, wsiadamy. Ulokowani z tylu auta, na workach z ciuchami w pozycji lezacej mkniemy do przodu. Siedmiu pracownikow firmy budujacej szklarnie zmienia wlasnie miejsce pracy. Po drodze zmieniaja kurs (nie w nasza strone) ale zaraz maja wrocic na trase. Jedziemy ponad 40 min. w jedna strone by zalatwic niesamowicie wazna sprawe - odebrac mala rolke tasmy klejacej i wypic herbatke z rodzicami jednego z nich. Zanim wracamy na kurs mija 2,5 godz. Tego dnia zalezy nam na czasie bo chcemy zobaczyc sie z Ola i Bartkiem w Kapadocji a przejazd 613 km stopem moze byc trudny nawet w tym kraju. Zegnamy panow na srodku autostrady i ruszamy w strone miasta Konya. Zakupy i posilek w przydroznym sklepiku i dalej do przodu z czlowiekiem niezwykle zapracowanym, wlascicielem kilku firm. Podczas postoju zza paska spodni naszego kierowcy wystaje bron. Tlumacze Edycie ze nawet w polsce bogaci ludzie maja pozwolenia na bron i nie wydaje mi sie, zeby ten pan byl grozny, bo co moglby od nas chciec skoro my nic nie mamy. Jedziemy dalej. Postoj na herbatke, to chyba jedno z

przykazan tureckiego kierowcy by autostopowicza nakarmic i napoic, a czesto zawiezc tam gdzie chce. W miedzyczasie rozmawiamy o biznesach, ktorymi nasz driver zajmuje sie na codzien. Otrzymuje propozycje pracy po powrocie z podrozy ktora wyglada calkiem objecujaco. Kto wie ? Za Konya lapiemy starszego kierowce tira i jedziemy az do Avanos gdzie czekaja juz na nas nasi polscy znajomi. Po drodze klimat zmienia sie rownie szybko co teren. Kolo 20.00 jest juz calkiem chlodno a wokolo tylko piach i zadnych roslin. Istna pustynia. Do Avanos dojezdzamy okolo 22.30.

Po jakims czasie pojawiaja sie Ola i Bartek. przyszli by zaprowadzic nas do miejsca gdzie spia juz od wczoraj. Wesolo im bardzo, nie mogli doczekac sie naszego przyjazdu i wypili juz po piwku, co nie przeszkodzilo jednak w odwiedzeniu sklepu i zakupieniu czegos mocniejszego. Na miejscu - opowiesci z poprzednich dni podrozy ich i naszej oraz 37.5% w kieliszkach. Takim polskim akcentem przywitalismy siebie nawzajem i zakonczylismy ten dzien.
Zielas gratuluje fantastycznej wyprawy , czytam Wasze przygody z zazdroscia;)samych szczesliwych dalszych przygod zycze. anka exRyska
OdpowiedzUsuńDzieki serdeczne. Milo ze sa ludzie ktorych to interesuje. Przepraszam tylko za fakt ze nie moge skumac ktora Ania exRyska.
OdpowiedzUsuń