wtorek, 24 sierpnia 2010

Pierwsze kroki i widoki w Kuala Lumpur

Zblizala sie godzina dwunasta, wiec nadszedl czas poznac Jeeve. Dojechalismy do jego domu wedle podanych wskazowek. Podeszlismy pod drzwi, a tu niespodzianka. Przywitaly nas jego mama - Prima i siostra - Anusyiah. Okazalo sie, ze Jeeva pracuje do 22.00. Nie bardzo wiedzielismy co zrobic, wiec zostawilismy plecaki i pojechalismy zwiedzic miasto. Ja zasypialam prawie w kazdej pozycji, a na kawe nie moglam juz patrzec. Cale szczescie, ze wieczorem troszke ozylam.
Wszedzie bylo glosno, niezliczone ilosci samochodow tloczyly sie na ulicach, a pomiedzy nimi, szalone ludziki na motorkach i skuterach wciskaly sie w kazda mozliwa wolna przestrzen. Trzeba niezle uwazac, zeby nie stracic zycia na tutejszych drogach. Chodzilismy ulicami miasta i chlonelismy jego niezwykly klimat, inne zapachy i widoki. Obeszlismy glowny bazar, ktory okazal sie byc turystycznym spedem, z wygorowanymi cenami i sklepikami jak w kazdym centrum handlowym. Doszlismy do Chinatown, a tu otoczyl nas gwar. Nad glowami rozposcieraly sie oslepiajace neony, obowiazkowo w czerwonym i zoltym kolorze. Na straganach, rozstawionych tak blisko jeden drugiego, ze trzeba bylo uwazac, aby czegos nie stracic, krolowal asortyment w postaci "markowych" zegarkow, portfeli, torebek, ubran i okularow przeciwslonecznych. I co chwile ktos nagabywal, aby wlasnie u niego zrobic zakupy. Oczywiscie ceny byly rowniez zawyzone, co z reszta sprawdzilismy - bardzo latwo bylo z 39RM zejsc do 20RM... Restauracje utrzymujace sie glownie z turystow takze nie byly tanie, a te ktore z kolei nie byly drogie, nie wygladaly zachecajaco. Po dluzszych ogledzinach znalezlismy miejsce na kolacje. Wybralismy kilka najbardziej znajomo wygladajacych potraw sposrod wielu dziwnie pachnacych dan. Za co zaplacilismy 10PLN, za dwie osoby. Trudno okreslic, czy bylo to smaczne, ale na pewno zjadliwe. Dosyc wrazen jak na ten dzien, wrocilismy do domu. Tam juz czekal na nas Jeeva. Przywital nas niezwykle milo i od razu zamiast do lozka, przenieslismy sie przed dom i rozmawialismy pol nocy. To jedna z tych osob, ktorych nie da sie nie lubic! Pozytyw bije na prawo i lewo, a jedno spojrzenie w oczy ukazuje, ze kryje sie tam nic innego jak tylko dobro. Jeeva pracuje jako kucharz w restauracji National Geografic w Kuala Lumpur, a do tego hoduje niezwykle zwierzeta, ktorych czesc mozna zobaczyc w mini zoo u stop wiezy telewizyjnej. Ponadto w pokoju mieszkaly z nami 2 iguany, tarantula, i 10 wezy w tym: kobra, 5 pytonow i kilka innych. Ciekawie bylo!
Nastepnego dnia postanowilismy zwiedzic kolejna czesc miasta. Dowiedzielismy sie od Primy, gdzie mozemy znalezc rynek dla tubylcow. Wieczorna pora zaglebilismy sie w dzielnice Chow Kit, ktora noca przeobrazala sie w jeden wielki targ. Mozna bylo tam kupic najdziwniejsze rosliny, owoce i warzywa hurtowo i detalicznie, ubrania, nowe i uzywane, a takze przeogromne ilosci jedzenia. Ryz, makaron, kurczaki, ryby, owoce morza, desery w postaci kolorowych zelkowatych kostek, kulek i innych wariacji. My sprobowalismy curry puffs czyli cos jak kotwicowe empanadasy, tyle ze z nadzieniem ziemniaczanym. Do tego powiedzmy racuchy, czyli ciasto pomieszane z warzywami (oczywiscie curry) smazone na glebokim oleju, a na deser placki z maki ryzowej i ryz z mlekiem kokosowym zawijany w lisciach bananowca. Po czym poszlismy na kawe do malej restauracji i to wszystko kosztowalo nas 6,60PLN!!! :D
Zadowoleni wrocilismy do domu, gdzie czekal na nas Jeeva z pytaniem, czy wychodzimy z nim do baru? Hmm, bylo juz po 22.00 ale... czemu nie? Spotkalismy sie z innymi ludzmi z CS i udalismy sie do Reggae Pubu na piwko. Bylo bardzo milo, pare piw, kilka kolejek w bilarda, czas zlecial raz dwa. Kiedy kladlismy sie spac byla 4.30! Mielismy rano wstac, ogarnac sie, pojechac ostatni raz do centrum, poniewaz minela druga noc w KL, a na tyle przyjechalismy do Jeevy. Planu nie zrealizowalismy. Po pierwsze, jak sie rano kladzie spac, to sie rano nie wstaje. A po drugie, wieczorem umowilismy sie z naszym hostem na wizyte w minizoo. Tego dnia przyjechal kolejny gosc z CS - Wiliam z Anglii, podrozujacy po swiecie juz 2,5 roku. Wszyscy razem spotkalismy sie pod wieza telewizyjna i weszlismy do srodka, gdzie naszym oczom ukazaly sie niezwykle okazy malp, ptakow, wezy, jaszczurek, pajakow i wielu stworow, ktorych raczej nie chcielibysmy spotkac oko w oko. Dowiedzielismy sie w miedzyczasie, ze idziemy do kina - wszyscy do tej pory poznani ludzie, lacznie z mama i siostra Jeevy. Bilety byly juz zamowione. No to idziemy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz