Zapis podróży, która się nie dłuży.... czyli jedziemy w świat. Na ile - nie wiemy, byle jak najdalej :)
poniedziałek, 12 lipca 2010
Szulok (Wegry)
Rankiem, w mgnieniu oka zerwalismy sie na rowne nogi i w zawrotnym tempie zlozylismy wszystkie graty. W poszukiwaniu chocby najmniejszej zatoczki, gdzie moglibysmy stanac przeszlismy po raz kolejny dlugie kilometry. Mijalismy pola kukurydzy wygladajace jak gigantyczne rozlewiska wodne - pozostalosci po powodzi. Az dotarlismy do odpowiedniego miejsca. Stop za stopem, pomalutku dojechalismy prawie do granicy z Chorwacja, jednak majac na uwadze roznice cenowe w obu krajach postanowilismy zostac na noc na Wegrzech. Zawczasu kupilismy najwazniejsza rzecz - OFF!(liczba ugryzien na jednej nodze, do kolana wynosila - 50!! nie wspominajac o reszcie ciala) Po czym zupelnie przypadkiem trafilismy na niesamowice sielankowy, przyjemny i tani camping 15km dalej, gdzie zostalismy dwa dni, cieszac sie wszelkimi wygodami.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz