sobota, 10 lipca 2010

Jezioro Balaton (Wegry)

Wybierajac bilety do Sosto chcielismy uniknac zgielku i natloku ludzi. Miasteczko polozone nieco z boku, jawilo sie nam jako oaza ciszy i spokoju nad jeziorem. Miejsce do kapieli, byczenia sie na sloncu, wyprania brudnych rzeczy...
Oaza to moze byla ale dla rzeszy turystow!!! Nie dosc ze wybila juz 1.00 w nocy, miasteczko az wrzalo, a brzeg jeziora zajety byl przez domki, domy, hotele i restauracje. Nawet plaze byly ogrodzone, o tej porze zamkniete na klodke i platne w ciagu dnia. Odarci ze zludzen ruszylismy w poszukiwaniu tak naprawde czegokolwiek, byle nadawalo sie do rozstawienia namiotu. Kilometr pierwszy - dostep do jeziora to jedynie ciasne drogi, byc moze przeciw pozarowe. Drugi i trzeci - to samo. Przy czwartym i piatym nawet tych drog juz nie bylo, a szosty kilometr uratowal nas dziura w plocie. Ha!! To byla nasza nagroda za bolace plecy i bable na nogach. Nad samym brzegiem, przy asyscie komarow postawilismy namiot i zapadlismy w sen.
Rano, czyli o 7.00(10.07) po kilku godzinach spania obudzily nas glosy. Jak sie okazalo tuz obok byla dzika plaza. Poza tym miejsce to bylo malo uczeszczane, (ogrodzone po bokach i od ulicy) i nikt nie smial przerwac nam zasluzonej sielanki, mimo ze sasiadowala nam chyba dosc droga restauracja. Bez pardonu uskutecznilismy pranie i wygrzewalismy sie na sloncu z przerwami na kapiel w blekitnej wodzie. A trzeba przyznac, ze Balaton sam w sobie jest piekny: czysta woda i plaza siegajaca powyzej 50m wglab uslana drobnym zlotym piaskiem. Sielanka... do wieczora, kiedy to na zer wyszly komary! Mimo wciaz wysokiej temperatury, jak poparzeni wskoczylismy do namiotu i tyle mielismy z romantycznego wieczoru nad jeziorem.

1 komentarz: