
Tam przywital nas inny swiat. Celnik, gdy dowiedzial sie, ze przyjechalismy w celach turystycznych stwierdzil, ze jestesmy "crazy people". Kolejki tirow do granicy przypominaly nasze Budzisko, a wolny handel kwitl w kazdym zakamarku miasteczka. Za zakupy zaplacilismy w euro (kantory tu rzadkosc), a reszte dostalismy w bosniackich markach. I tak tu jest wszedzie. Stragany z tanimi papierosami (w przeliczeniu na zl karton Marlboro kosztowal 26zl!!) i pirackimi plytami staly wzdluz calej ulicy.
Dwoma samochodami i autobusem odjechalismy od granicy na odleglosc moze 50km do miasta Lactaši. Dlugo szlismy w poszukiwaniu miejsca z dostepem do rzeki. Po drodze, ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu na chodniku znalezlismy naboj, kaliber 8mm z roku 1983. Zrobilo sie juz calkiem ciemno, wesolo nie bylo. Za miastem, przy budujacych sie halach w koncu ukrylismy namiocik w wysokich trawach. Do rzeki bylo rowniez blisko, wiec nie omieszkalismy wskoczyc na mala kapiel. Tak przywitala nas Bosnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz