piątek, 9 lipca 2010

Budapeszt (Wegry)

Do Budapesztu dojechalismy wieczorem 8.07. Cale szczescie, ze camping, na ktorym chcielismy sie zatrzymac byl akurat po drodze. Tam, po krotkim zastanowieniu postanowilismy zaszalec i wynajac bungalow, ktorego cena byla w rzeczywistosci niewiele wyzsza niz to, co mielibysmy zaplacic za namiot i dwie osoby. Zrzucilismy plecaki, zakupilismy bilet na kolejke podmiejska i ruszylismy do centrum.

Wieczor byl cieply i bezchmurny, a spacer uliczkami Budy dodawal niesamowitej energii i pozytywu. Budapeszt jest przepieknym miastem, kto nie byl - niech tam jedzie. Polozona na wzgorzach Buda zacheca mnostwem urokliwych labiryntow uliczek i schodow, ukrytych w gaszczu zieleni, a po drugiej stronie Dunaju, Peszt kusi swym wielkomiejskim stylem oraz niezliczona iloscia kafejek i sklepikow.
Drugiego dnia (09.07) postanowilismy jechac nad jezioro Balaton. Jako ze nie istniala zadna linia autobusowa, ktora mogla nas zabrac na obrzeza miasta, kupilismy bilety na pociag do Sosto.


A propos komunikacji miejskiej w Budapeszcie. Nieuniknionym bylo jej uzywac, ale jak zauwazylismy po pierwszym przejezdzie, trasa nota bene dosyc dluga - nikt nie kasowal tam biletow! Zatem nie kasowalismy i my! Jak sie okazalo (poniewaz podpytalismy chlopakow z Informacji Turystycznej) kontrole zdarzaja sie tylko na koncowych stacjach metra (co zreszta kiedys mialam okazje przezyc podczas wczesniejszej podrozy).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz