Zapis podróży, która się nie dłuży.... czyli jedziemy w świat. Na ile - nie wiemy, byle jak najdalej :)
wtorek, 24 stycznia 2012
Kuala Lumpur po raz n-ty :)
Kilkanaście godzin w samolocie i znów jesteśmy w tropikach. Tym razem nie jest aż tak gorąco. W sezonie deszczowym temperatura utrzymuje się w okolicach 30 stopni :) Jednak nie miejsce, ani pogoda skusiła nas by zatrzymać się tu na kilka dni. Chcieliśmy odwiedzić naszą rodzinkę, która gościła nas przez 3 miesiące ostatnim razem. Wiemy już że Jeeva przeprowadził się do Australii, ale jego mama Prima i siostra Anusyiah wciąż mieszkają w Kuala Lumpur i miło było by się z nimi zobaczyć. Miasto znamy już od podszewki więc czujemy się jak w domu. Nie musimy też nikogo pytać o drogę lub jak dostać się z lotniska do centrum, miłe uczucie. W końcu stajemy w drzwiach znajomego mieszkania na 11 piętrze. Serdeczne powitanie i mnóstwo opowieści z ostatniego roku. Rozglądam się po mieszkaniu i kilka różnic rzuca mi się w oczy. Nie ma już węży, które znalazły innego właściciela po wyjeździe Jeevy i uwaga prysznic z gorącą wodą. Hmmm. Nie wiem po co gorąca woda w tym mokrym i upalnym kraju ale Anusyiah wydaje się być zachwycona tym faktem. Ja zostaję jednak przy zimnej. Kilka kolejnych dni w KL i znów spakowani w ciasnym samolocie do Singapuru i kolejnym do Perth.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
kolejny rok minął a tu wieści brak, czekam z niecierpliwością na nowe wpisy:)
OdpowiedzUsuń