Po kilkunastu godzinach lotu, (szczęście że na pokładzie serwowano alkohol) lądujemy w Santiago de Chile. Póki co, nie wygląda zachwycająco. Suche trawy czekające tylko na deszcz i gruba warstwa smogu nie napawa mnie optymizmem. W całej naszej podróży staraliśmy się omijać duże miasta ale samolot nie ląduje na żądanie na wsiach. Nie jest jeszcze tak źle. Mamy przynajmniej gdzie się zatrzymać na kilka dni. Couchsurfing zadziałał, więc teraz tylko dostać się trzeba z lotniska na miejsce spotkania. Sprawa wydawała by się bardzo prosta i pewnie by taka była, gdyby choć jedno z nas potrafiło komunikować się po hiszpańsku. Już na lotnisku (międzynarodowym) okazuje się że angielski do mocnej strony Chilijczyków nie należy a właściwie nie ma szans na dyskusję. Jakoś udaje nam się wymienić kilka dolarów NZ na peso Chilieno, a nawet znaleźć transport do Centrum. Mimo wszystko wciąż odczuwam dziwny niepokój. Wydaje mi się że tak działają nowe, nieoswojone miejsca. Znów trzeba starać się odnaleźć i zapomnieć o przyzwyczajeniach z krajów, które zostawiliśmy już za sobą.
Do centrum docieramy dość szybko i równie szybko chcielibyśmy się z niego wydostać. Najpierw jednak musimy spotkać się z hostem z CS, Maximilianem. Troszkę piechotką, troszkę metrem i powitanie. Ku naszemu zdziwieniu Max zamiast zabrać nas do siebie, daje nam klucze i rysuje mapę z numerami przystanków i autobusów. Ma jeszcze kilka spraw do załatwienia więc przyjedzie dość późno. To się nazywa zaufanie.
Po około 2 godzinach otwieramy drzwi jego małego,drewnianego domu na zboczu góry z niesamowitym widokiem na miasto. Jest tu cicho i spokojnie, jak na wsi. Podobno miejsce mówi wiele o człowieku. Artystyczny nieład, mnóstwo zdjęć na ścianach i jeszcze więcej ustawionych rzędem na podłodze, kryształy poukładane w różne formy i w różnych miejscach domu od razu dały nam do zrozumienia że jesteśmy w domu artysty. Nie było w tym cienia wątpliwości. Max jest dyrektorem artystycznym pracującym przy filmach reklamowych, pasjonuje się jednak cykaniem fotek ludziom w różnych sytuacjach.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz